Monday, July 19, 2010

Lawrence Ferlinghetti in Polish


Janusz Zalewski has long been interested in the beats and especially in Lawrence Ferlinghetti.

Zalewski has edited a special issue of Nowa Okolica Poetow devoted to the Beat writers and one devoted specifically to Ferlinghetti. The Ferlinghetti issue contains a number of Zalewski's translations of Ferlinghetti's poems into Polish.

Recently, I asked Janusz to tell me something about his interest in the Beats and Ferlinghetti, and he sent me the following note:

I am interested in the Beats because they were all against the traditional culture, in multiple ways, like Burroughs, whom you know well. He was against traditional cultural values, in a way that created new values opposed to those not accepted before: explicit writing, use of drugs, gender issues, etc., etc.

Ferlinghetti, although he does not admit being a Beat in a strict sense, actually helped in creating the movement by publishing "Howl" and defending its publication by winning a law suit against it in court, and thus became a part of the culture himself, and continues to be a part of this culture.

It is interesting how I found out about the Beats. When I was in a high school (lyceum), there was a magazine published in Poland named Forum, which included translations of articles from other languages. Of course, it
was mainly created to publish Polish translations of articles published in western magazines (Le Monde, Figaro, Financial Times, Stern, Newsweek, etc.), and to keep the authorities happy, it also included translations from Russian, East Germany, and other magazines. From Forum I have learned, as a very young man, about all the literary and revolutionary movements in the West. It was interesting, how the booksellers laughed at me, when I was asking them about poetry books by writers like Ginsberg, Kerouac, and also Gombrowicz, Henry Miller, etc., who were either unpublished or banned in Poland.

________________________________


Three Ferlinghetti Translations by Janusz Zalewski

Pound in Spoleto

Pound w Spoleto
(latem 1965 r.)


W południe wszedłem do Teatro Melisso, wspaniałej renesansowej sali, gdzie codziennie odbywały się odczyty poezji i koncerty kameralne Festiwalu w Spoleto, i nagle zobaczyłem go pierwszy raz w życiu, Ezra Pound, siedział sztywno jak statua mandaryna, w loży z tyłu teatru, na pierwszym balkonie. Doznałem szoku. W pierszej chwili nie rozpoznałem go, dostrzegając tylko uderzająco starego, ale to starego człowieka w dziwnej pozie, chudego i długowłosego, o orlim wyglądzie, około osiemdziesiątki, z głową dziwnie przechyloną na jedną strone, pogrążonego w permanentnej medytacji. W ten sposób przesiedział południowy koncert, nigdy nie zmianiając pozycji, ani nie poruszając wzroku.

O piątej po południu przeszedłem się w kierunku loży, gdzie mogłem zobaczyć Pounda ponownie, naprzeciwko siebie. Po trzech młodszych poetach recytujących na scenie, przychodziła na niego kolej, aby czytać wprost z kabiny, gdzie siedział w towarzystwie starej przyjaciółki (która trzymała jego papiery), oczekując w tej samej pozie co przedtem, jakby tak spędził całe popołudnie. Głowę miał teraz opuszczoną, oglądał knykcie swoich palców, ruszając nimi nieco, bez wyrazu. Poza tym, pozostawał nieruchomy. Tylko raz, gdy wszyscy widzowie w wypełnionym teatrze zaczęli oklaskiwać kogoś na scenie, on też ożywił się, aby złożyć ręce, nawet nie przyglądając się, mechanicznie, jakby reagował na dźwięk w pustce. Pawłow. Jego kolej nadeszła po prawie godzinie. Albo po wieczności.

Wszyscy na sali podnieśli się, odwrócili i patrzyli w górę na Pounda w swojej kabinie, klaskając. Oklaski trwały nadal i Pound starał podnieść się ze swego fotela. Mikrofon był w drodze. On ujął poręcze fotela swymi kościstymi dłońmi i spróbował wstać. Nie udało mu się, ale spróbował ponownie, bez skutku. Jego stara przyjaciółka nie starała się mu pomóc. Wreszcie, podała mu wiersz do ręki i conajmniej po minucie dało się słyszeć jego głos. Najpierw poruszył szczęką, po czym wydawał głos, niesłyszalny. Młody Włoch przysunął mu stojący mikrofon trochę bliżej twarzy i głos zaczął docierać, wątły ale stanowczy, wyższy niż się spodziewałem, cienki, cichy i monotonny. Sala zamilkła jak porażona. Ten głos zwalił mnie z nóg, taki cichy, taki cienki, taki wątły, a przy tym taki stanowczy. Oparłem głowę o ramiona na welwetowym parapecie loży. Ze zdziwieniem spostrzegłem jak łza kapnęła mi na kolano. Cienki, nieposkromiony głos brzmiał dalej. Oprzytomnieć! Wyszedłem z loży oślepiony, przez tylne wyjście, na pusty korytarz na piętrze teatru, gdzie oni wciąż siedzieli wpatrzeni w niego, zszedłem na dół i wytoczyłem na światło dzienne, łzawiąc... W górze, ponad miastem, przy starożytnym akwedukcie, nadal kwitły kasztany. Bezgłośne ptaki fruwały poniżej w dolinie, dużo dalej, słońce padało na kasztany i liście mieniły się w promieniach, i mieniły się, i mieniły się, mieniły, i wciąż się mieniły. Jego głos brzmiał dalej, i dalej, przez liście...

(to read the English version, please click here.)


The Old Italians Dying

Starzy Włosi umierają


Przez lata starzy Włosi umierali
w całej Ameryce
Przez lata starzy Włosi w wypłowiałych filcowych kapeluszach
wystawiali się na słońce i umierali
Widzieliście ich na ławkach
w parku na placu Waszyngtona
starzy Włosi w swoich czarnych butach na zatrzaski
starzy mężczyźni w swoich starych filcowych kapeluszach fedora
z poplamionymi wstążkami
umierali i umierali
dzień po dniu
Widzieliście ich
co dzień na placu Waszyngtona w San Francisco
gdzie powolny dzwon
bije rankiem
w kościele Piotra i Pawła
w marcepanowym kościele na placu
o dziesiątej rano powolny dzwon bije
z wieży u Piotra i Pawła
a starzy mężczyźni, którzy jeszcze żyją
siedzą rzędem opalając się
na drewnianych ławkach w parku
i obserwują pochody w tę i z powrotem
pogrzeby rankiem
śluby po południu
powolny dzwono rano Szybki dzwon w południe
Wejście jednymi drzwiami, wyjście drugimi
starzy mężczyźni siedzą tam w swoich kapeluszach
i obserwuja wchodzących i wychodzących
Widzieliście ich
tych, którzy karmia gołębie
łamiąc twardy chleb
swymi kciukami i składanymi nożykami
tych ze starymi zegarkami kieszonkowymi
tych z sękatymi dłońmi
i dzikimi brwiami
tych z powypychanymi spodniami
zarówno na paskach jak i na szelkach
pijących grappa z zębami w kolorze kukurydzy
Piemontczyków, Genueńczyków, Sycylijczyków
których czuć czosnkiem i pepperoni
tych którzy kochali Mussoliniego
starych faszystów
tych którzy kochali Garibaldiego
starych anarchistów czytających L’Umanita Nuova
tych którzy kochali Sacco i Vanzettiego
Oni prawie wszyscy już odeszli
Siedzą i czekają na swoja kolej
i opalają się przed kościołem
nad wrotami którego znajduje się inskrypcja
wyglądająca jak niedokończone zdanie
z Raju Dantego
o wielkości Jedynego
który utrzymuje wszystko w ruchu
Starzy mężczyźni oczekują
aż to się skończy
aż ich chwalebny wyrok na ziemi
dobiegnie końca
powolny dzwon bije i bije
gołębie paradują wokoło
nawet nie myśląc o lataniu
powietrze jest za ciężkie przy takim biciu dzwonów
Czarne wynajęte karawany zajeżdżają
czarne limuzyny z zaciemionymi na czarno oknami
chroniącymi wdowy
wdowy w długich czarnych welonach
które przeżyją ich wszystkich
Widzieliście je
madre di terra, nadre di mare...
Wdowy wyłaniają sie z limuzyn
Krewni wychodzą w sztywnych garniturach
Wdowy idą wolniusieńko
po schodach katedry
z opuszczonymi siatkami welonów
opierając się ciężko na ramionach w ciemnej odzieży
Ich twarze nie są rozbite
Są zaledwie roztrzęsione
One są wciąż matriarchami
które przeżywają wszystkich
starych italiańców umierających
w Małych Italiach po całej Ameryce
starych martwych italiańców
odholowywanych w porannym słońcu
które nie opłakuje nikogo
Jeden za drugim, rok za rokiem
zostają wynoszeni
Dzwon
nigdy nie przestaje bić
Starzy Włosi o pomarszczonych twarzach
są odholowywani w karawanch
przez opłaconych grabarzy
w płaszczach jak mafioso i w ciemnych okularach
Starzy martwi mężczyźni są odholowywani
w swoich ciemnych trumnach jak małe łódki
Wchodzą do prawdziwego kościoła
po raz pierwszy od wielu lat
w tych ociosanych czarnych łodziach
gotowi do przeprawy
Księża drepczą wokół
jakby mieli odrzucić linki holownicze
Inni starzy mężczyźni
wciąż żywi na ławkach
obserwują to spod swoich kapeluszy
Widzieliście ich siedzących tu
czekających aż koło fortuny przestanie sie toczyć
czekających aż dzwon
przestanie bić i bić
aż powolny dzwon
zakończy bicie
opowiadając niedokończoną historię z Raju
odzwierciedloną w niedokończonym zdaniu
u wrót kościoła
odzwierciedloną na twarzy rybaka
w czarnej łodzi bez żagli
odbywającego swój ostatni połów

(to read the English version of The Old Italians Dying, click here.)



Come Lie with Me and Be My Love


Chodź połóż się i kochaj mnie


Chodź połóż się i kochaj mnie
Chodź ze mną śpij
Złóż siebie mi
U cyprysowych pni
Na słodkich trawach
Tu gdzie wiatr dmie
Tu gdzie wiatr łże
Gdy noc przemija
Chodź połóż się
W tę noc przy mnie
I nasyć się całując mnie
I nasyć się kochając grzech
I niech mój jaszczur zagra ci
I niech nam jedno serce brzmi
Przez noc u cyprysowych pni
Bez krzty miłości


________________________________

A special issue of Nowa Okolica Poetow, on Ferlinghetti, was published as No. 13 in 2003, with lots of my translations and brief conversations with him. Link to the Table of Contents by clicking here.

Nowy Dziennik's
cultural weekly, Przeglad Polski, has just published Zalewski's review of Janusz Szuber's They Carry a Promise. The Polish title is Janusz Szuber: Laboratorium Slowa - Janusz Szuber: A Word Laboratory.

The photography above is of Ferlinghetti and Janusz Zalewski taken this summer, in Caffe Trieste, on North Beach, in S.F.

No comments: